content top

Z Dorotą w ruinach

Z Dorotą w ruinach

Z Dorotą w ruinach Wpis architektoniczno-portretowy. Trochę historyczny. Kilka zdjęć z krótkiej sesji z Dorotą w ruinach w Wesołówce. Fajna miejscówka. Trochę historii Ruiny dworu datują się na pierwszą połowę XVII w. Odbudowane zostały w czasach potopu szwedzkiego. Powstała wtedy fosa i umocniono podwał. Majątek przechodził z rąk do rąk. Rodzina Osieckich rozebrała drewniany dwór i zbudowała murowany. Jeszcze w połowie XIX wieku wokół dworu było 8 innych budynków. Część (trzy czworaki, kilka drewnianych zabudowań, stodoła, młyn i karczma z zajazdem) spłonęła w pożarze. Niedługo potem majątek przeszedł na własność Kobylskich. To najpewniej oni postawili zachowaną do dziś oficynę i odnowili większość zabudowań. W czasie powstania styczniowego dwór został mocno zniszczony. Ziemia uległa uwłaszczeniu. W końcu trafił do rodziny Pac-Pomarnackich (Stanisław i Magdalena). Sprowadzili nawet architekta z Warszawy i odbudowali większość zabudowań. Ostatnim właścicielem dworu był Stanisław Pac-Pomarnacki. Do 1941 r. mieszkał w Staninie. Po wojnie wrócił do Stanina w 1946 r. 5 lat potem otrzymał nakaz opuszczenia stanińskich dóbr. Razem z żoną opuścił rodzinny majątek i przeniósł się do Warszawy. Jeszcze w latach 60-tych XX wieku funkcjonowała w dworze szkoła, potem skup żywca i magazyn paszowy. W oficynie mieszkali rolnicy, a wiązownia funkcjonowała jako magazyn. W 1957 r. dwór stał się zarejestrowanym zabytkiem. Na początku lat 80-tych konserwator zabytków w Siedlcach wydał decyzję wykonaniu dokumentacji pomiarowej, badawczej oraz koncepcji zagospodarowania dworu, oficyny i wozowni. W latach 90-tych powstały dwa pomysły na zagospodarowanie dworu – na Gminny Ośrodek Kultury i Ośrodek Zdrowia z apteką i mieszkaniami (dodatkowo oczyszczalnia ścieków). Ale majątek należy do Skarbu Państwa, nie do samorządu. Konserwator nie wyraził zgody na jakiekolwiek ?adaptacje”. W końcu też wiadomość o sprzedaży majątku dociera do spadkobierców nieruchomości – potomków rodziny Pac-Pomarnackich. W lutym 1992 r. złożyli zastrzeżenia do procedury sprzedaży i wniosek o uwzględnienie ich roszczeń do majątku. W sierpniu 1992 r. konserwator wojewódzki wyraża zgodę na wykorzystanie dworu, oficyny i stajni z parkiem na cele mieszkalno-rekreacyjne i rekreacyjno-wypoczynkowe. Miały być też niezwłocznie wykonane prace zabezpieczające i remontowe. Ale te plany przekreśla decyzja konserwatora generalnego w Warszawie. Wszelkie postępowania w sprawie dworu zostają umorzone. Zastanawiające, że przez tylko 20 lat dwór stał pusty i niszczał. Fosa zarosła i zmieniła się w brudny ściek. Zniknął dach, wilgoć i czas zniszczyły ściany budynku i architektoniczne detale. Piwnice częściowo spalono i zagruzowano. Przy ruinach dworu jest jeszcze park z ponad 120-letnimi drzewami. Park jest położony nad rzeczką Wilkojadką. Staw już niemal zarósł, wyspa pośrodku...

Czytaj dalej

Wyginam Łuków – kolorowo i bajkowo

Wyginam Łuków – kolorowo i bajkowo

Wygnij się, a nie daj się – jak mawia powiedzenie. Nowe fish-eye‚owe szkło już poznaje kolegów, a raczej koleżanki szklanki. Siedzą, piją, lulki palą. Szklanka, huśtawka, swawola, ledwo torby nie rozwalą, hejże hola. Jakoś tak. Zenitar jest w pełni manualny – przesłona oraz ostrość (można używać Av, chociaż lepiej M). Kąt pola widzenia na FF wynosi ok. 160 stopni (a nie 180). To solidna radziecka konstrukcja – metalowa budowa, wielowarstwowe powłoki antyrefleksyjne, szklane soczewki. Obiektyw zbudowano na podstawie technologii wykorzystywanych w rosyjskim przemyśle obronnym oraz badań kosmosu, więc wiadomo, że mamy do czynienia z konstrukcją niemal niezniszczalną. Optycznie ma lekką tendencję do przepaleń o ok. +1 EV (szczególnie uwidacznia się to w kontrastowych sytuacjach, hhmm, jakieś uśrednianie światła z najjaśniejszych i najciemniejszych miejsc, może coś z pomiarem światła?). Trochę testowałem i w przypadku ostrzenia na nieskończoność jest podobnie optycznie, jak w oryginalnym szkle Canona. Stosunek ceny do jakości jest baaaaaardzo zachęcający. W przypadku podpięcia do cropa (jeszcze mam), mamy ultra szerokokątny obiektyw (ok. 24 mm, czyli ok. 84 stopnie). I nie zniekształca jak fish eye, a szeroki kąt… W skrócie: Na + solidne wykonanie stosunek ceny do jakości przy niedoświetleniu zdjęć wychodzi fajna chropowatość i szum Na może -: lepiej się nie nastawiać, że będzie ostry od f2.8/4 dostępność (obiektyw z mocowaniem EF, bez przejściówek) trzeba uważać na swoje nogi ;-) nie wpisuje do zdjęcia wszystkich danych obiektywu...

Czytaj dalej

Bin laden grasuje pod Łukowem

Bin laden grasuje pod Łukowem

Po zamachach, w których ucierpiały ofiary… Sprawca chciał wyrwać się z zamknięcia… Uknuwszy plan niecnych uczynków naszych, szukać wyruszyliśmy nowych targetów. Jednakże niektóre cele, nie nadawały się do pogwałcenia prawa. Patrolowaliśmy okolicę rządni siewcy strachu i grozy… Czujnością nie ustępując łowcom wytrawnym… „W życia wędrówce, na połowie czasu / Straciwszy z oczu szlak niemylnej drogi / W głębi dziwnego znalazłem się lasu…” Zaiste las ten dziwami był wypełnion ?-] Lecz niektóre targety były za małe, by „wywołać szok i ekstremalne zastraszenie jednostek, grup, społeczeństw lub rządów, czego efektem mają być wymuszenia pożąda”… NIEbezpieczne! Rażenia chcieliśmy uniknąć! Spotkaliśmy też w naszej wędrówce do kresu nocy kwiat łukowskiej młodzieży… Jak i inne kwiaty… Papaver rhoeas – „roślina trująca, zawiera biały sok mleczny, w którego skład wchodzi lekko trujący alkaloid readyna i małe ilości papaweryny. Płatki zawierają także antocyjan ? mekocyjaninę oraz związki śluzowe”… Ostrożnie wypatrywaliśmy, lecz… w końcu Bin Laden dał dyla. Kąsnął też Pana w udko… Bydlaku burkowo-kundlowy! W myślach jego plątały się „akty przemocy (lub groźby ich użycia) zastosowane pośrednio lub bezpośrednio na rozmaite struktury”… Ostro biegał, szukał, węszył, niuachał… Był bez względu na wszystko absolutnie bezwzględny! Wszystko, co stawało na jego drodze… [DOBRZE ZEŻREĆ ŻUBRA!] WSZYSTKO kończyło marnie [ch%3@j]… „Marność nad marnościami, strach wielki ogarnął wszystkich, którzy o tym słyszeli. ….. płacz i zgrzytanie zębów – cierpienie, spóźniony żal za winy”… Bin jest dziki, Bin jest zły…. Bin ma bardzo ostre kły… Kto spotyka w lesie Bina Tego prądem się zarzyna! Pzaurami się wywraca! Taka to ciężka praca, co nie zawsze popłaca! W końcu zmierzchać poczęło i na wracanie nas WZIĘŁO. Mam nadzieję, że nie zostanę wysadzony przez „terroristen” ;-] To przyczynek do kwestii, kiedy kończy fotografia a zaczyna grafika. Bywam ostatnio całkiem często na deviantarcie i ten problem na tym portalu jest wszechobecny. Tzn. oglądając prace użytkowników, pojawia się praktycznie non stop. Na „dewianta” trafiłem przypadkiem. Szukałem pędzli do projektów, nad którymi pracowałem. Chodzi o koszulki z nadrukiem. Sprawa niełatwa, bo trzeba trochę inaczej patrzeć na czarną bawełnę, a inaczej na szarawy, gazetowy papier. I raczej niewskazane jest wrzucanie prostokątnych zdjęć jako nadruki na koszulki. Zdjęcia wyglądają jak klocki, dlatego trzeba im trochę „poszarpać” krawędzie. Anyway. Kiedy fotografia staje się grafiką? Po pogrzebaniu na „dewiancie” – okazyjnie – zajrzałem na bloga Kaliny i jej ostatnie, wówczas, prace. I się zdziwiłem komentarzami. Wszechobecny zachwyt nad opracowaniem. Oj, „dewiant” jednak wypacza ;-]. Ja zobaczyłem gotowy przepis na kalinową obróbkę: golden frame, pattern, tekstura (albo i dwie), photoshopowe fiku miku z warstwami i kryciem. Swoja drogą w komentarzach zawsze jest poklepywanie się po pupciach i mizianie noskami. Bezsens i beznadzieja. No, ale trzeba wiedzieć, że blogi topowych fotografów to „chłyt marketingowy” (często gęsto wypełnione artykułami-preclami...

Czytaj dalej

Dni Łukowa 2009

Dni Łukowa 2009

Trzy dni – tyle trwały Dni Łukowa. Od piątku do niedzieli. Trzy dni tańców, hulanek i swawoli? Broń Boże. Nasi włodarze w tym świętowaniu dbają bardziej o promowanie siebie (prym wiodą burmistrz Zbigniew Zemło i przewodniczący rady Jerzy Kamiński). Bo trudno powiedzieć, żeby czytanie bajek przy fontannie, przegląd orkiestr dętych, msza św. przy pomniku Jana Pawła II, jakieś debaty przyciągały większe zainteresowanie niż setkę ludzi. Pewnie wychodzą z założenia, że setkę to oni wolą wypić w domu, a nie biesiadować na sobotniej biesiadzie, gdzie piwo sprzedają po 5 zł (Królewskie czy Warka – oba niedobre). Od wielu lat to samo. Dni Łukowa są potrzebne, łukowianie je lubią, ale zawodzi kreatywność. Ilość ważniejsza niż jakość. Po co pompować Dni Łukowa zwietrzałym i tym samym powietrzem rok w rok. 7 godzin niedzielnej gali przy fontannie? Niezliczone ilości artystów, zespołów ludowych i nie tylko oraz tancerzy. Impreza, na którą pójść wypada, a nie taka, że się chce. Aha, wręczono też Łukowskie Złote Niedźwiedzie. Idea nagród zacna i godna uwagi. Głównym warunkiem otrzymania misia jest albo rocznica, albo jubileusz, albo staż, albo ?lecie” istnienia. Takie kurtuazyjne uhonorowanie. Konkretnego uzasadnienia raczej nie ma, trzeba się samemu domyślać. Szczególnie polityczne podlizywanie widać przed wyborami. Radny Leonard Baranowski dostał misia pewnie za ?Panie burmistrzu, ja nie wiem, ale…”. A radny Jan Wrzosek czy przewodniczący Jerzy Kamiński? Albo Bogusław Jazurek. Wszyscy radni koalicyjni z tego samego obozu. Najmocniejszym punktem był jednak Paweł Kukiz z Piersiami. Wydział promocji łukowskiego magistratu ma nosa do trafnych wyborów w przypadku doboru muzyków. To się...

Czytaj dalej

Misski łukowskie, stalowe i białogłowe, czyli Wybory Miss Ziemi Łukowskiej

Misski łukowskie, stalowe i białogłowe, czyli Wybory Miss Ziemi Łukowskiej

Podczas Dni Łukowa ma miejsce coś takiego, jak wybory Miss Ziemi Łukowskiej. Właściwie nie są to wybory sensu stricto. Można określić je jako konkurs z nagrodami o charakterze ludycznym. Nie ma nawet regulaminu. Info: Zdjęcia są pod tekstem, czyli dość daleko. Jak ktoś nie chce czytać, niech ogląda. Biuro Miss Polonia nie ma pojęcia o tych wyborach. Nie są one więc brane pod uwagę na wyższych etapach. Dziewczyny, które myślą o pracy modelki i pokrewnych zawodach, niech nie mają złudzeń i sobie odpuszczą. Miss Ziemi Łukowskiej w żadnym stopniu nie przyczyni się do wybicia. Bądź co bądź, nie można zdawać się na małomiasteczkowe konkursy, w którym zasiada quasi-jury. Może i szacowne, ale w ponad 70% mające nikłe pojęcie o konkursach piękności i piękności jako takiej. Wynika to z jednego faktu – w jury zasiadają sponsorzy, którzy dali najwięcej kasy. Oni nie muszą się znać. Lepiej próbować stać się zauważalnym, ale wyżej (choćby Miss Ziemi Siedleckiej i Lubelszczyzny) i samej (agencje modelek w większych miastach czy http://www.maxmodels.pl). Łukowski konkurs z nagrodami tego za nikogo nie zrobi. Zresztą, przysłuchując się dziewczynom, o tym kim chcą zostać i co robić, nie było mowy o pracy modelki, itp. Przypatruję się już od kilku lat tym „wyborom”. Niedociągnięcia zaczynają się już na etapie organizacyjnym. A organizatorem jest OSiR w Łukowie. Bo jak można podchodzić na poważnie i z zaangażowaniem do konkursu, który zaczyna się organizować na miesiąc przed imprezą? 3 tygodnie na próby choreograficzne w maju/czerwcu (czyli dość intensywnym okresie szkolnej nauki)? Wolne żarty. Ale uzasadnione, bo przecież konkurs ma być zabawą, nie? Pewnie tak jest, ale takie podejście nie zwalnia do zapięcia konkursu na ostatni guzik. A jest inaczej – w efekcie robi się go metodami chałupniczymi. Jakieś próby w popękanym basenie lub obskurnej świetlicy (jak pada deszczyk). Złote myśli i uwagi dyrektora OSiR (dowcip tak ostry, że można się psychicznie skaleczyć :-] ). Stres, nerwowość, pretensje podczas prób i po konkursie (czasem uzasadnione, czasem nie, ale to wynika tylko i wyłącznie z organizacji – czyt. łapu-capu). Wyjścia dziewcząt podczas niedzielnej gali, to praktycznie formalność, bo decyzje o tytułach zapadają wcześniej… A propo – quasi-jury nie zawsze siedzi podczas poszczególnych wyjść dziewczyn… Wpadki techniczne dźwiękowców – potrafię zrozumieć 1-2 razy, ale nie ciągle. Z roku na rok, zawsze musi się coś takiego przytrafić. Bardzo deprymujące dla dziewczyn.W tym roku dziewczyny ograniczyły się tylko do przedstawienia – z imienia i nazwiska lub tylko imienia (trochę dziwne…). Krótką informację o pannach serwował dyrektor OSiR ;-]. Więc trzeszczący lub milknący mikrofon został wykluczony. Zdarzył się nawet cud – Zbigbniew Biaduń – nie komentował, nie żalił się i nie wypominał nikomu niczego. Fanfary. Pocieszające jest to, że z roku na rok nagrody...

Czytaj dalej
content top