Podczas Dni Łukowa ma miejsce coś takiego, jak wybory Miss Ziemi Łukowskiej. Właściwie nie są to wybory sensu stricto. Można określić je jako konkurs z nagrodami o charakterze ludycznym. Nie ma nawet regulaminu.
Info: Zdjęcia są pod tekstem, czyli dość daleko.
Jak ktoś nie chce czytać, niech ogląda.
Biuro Miss Polonia nie ma pojęcia o tych wyborach. Nie są one więc brane pod uwagę na wyższych etapach. Dziewczyny, które myślą o pracy modelki i pokrewnych zawodach, niech nie mają złudzeń i sobie odpuszczą. Miss Ziemi Łukowskiej w żadnym stopniu nie przyczyni się do wybicia. Bądź co bądź, nie można zdawać się na małomiasteczkowe konkursy, w którym zasiada quasi-jury. Może i szacowne, ale w ponad 70% mające nikłe pojęcie o konkursach piękności i piękności jako takiej. Wynika to z jednego faktu – w jury zasiadają sponsorzy, którzy dali najwięcej kasy. Oni nie muszą się znać. Lepiej próbować stać się zauważalnym, ale wyżej (choćby Miss Ziemi Siedleckiej i Lubelszczyzny) i samej (agencje modelek w większych miastach czy http://www.maxmodels.pl). Łukowski konkurs z nagrodami tego za nikogo nie zrobi. Zresztą, przysłuchując się dziewczynom, o tym kim chcą zostać i co robić, nie było mowy o pracy modelki, itp.
Przypatruję się już od kilku lat tym „wyborom”. Niedociągnięcia zaczynają się już na etapie organizacyjnym. A organizatorem jest OSiR w Łukowie. Bo jak można podchodzić na poważnie i z zaangażowaniem do konkursu, który zaczyna się organizować na miesiąc przed imprezą? 3 tygodnie na próby choreograficzne w maju/czerwcu (czyli dość intensywnym okresie szkolnej nauki)? Wolne żarty. Ale uzasadnione, bo przecież konkurs ma być zabawą, nie? Pewnie tak jest, ale takie podejście nie zwalnia do zapięcia konkursu na ostatni guzik. A jest inaczej – w efekcie robi się go metodami chałupniczymi. Jakieś próby w popękanym basenie lub obskurnej świetlicy (jak pada deszczyk). Złote myśli i uwagi dyrektora OSiR (dowcip tak ostry, że można się psychicznie skaleczyć :-] ). Stres, nerwowość, pretensje podczas prób i po konkursie (czasem uzasadnione, czasem nie, ale to wynika tylko i wyłącznie z organizacji – czyt. łapu-capu). Wyjścia dziewcząt podczas niedzielnej gali, to praktycznie formalność, bo decyzje o tytułach zapadają wcześniej… A propo – quasi-jury nie zawsze siedzi podczas poszczególnych wyjść dziewczyn…
Wpadki techniczne dźwiękowców – potrafię zrozumieć 1-2 razy, ale nie ciągle. Z roku na rok, zawsze musi się coś takiego przytrafić. Bardzo deprymujące dla dziewczyn.W tym roku dziewczyny ograniczyły się tylko do przedstawienia – z imienia i nazwiska lub tylko imienia (trochę dziwne…). Krótką informację o pannach serwował dyrektor OSiR ;-]. Więc trzeszczący lub milknący mikrofon został wykluczony. Zdarzył się nawet cud – Zbigbniew Biaduń – nie komentował, nie żalił się i nie wypominał nikomu niczego. Fanfary.
Pocieszające jest to, że z roku na rok nagrody są coraz lepsze (pamięta ktoś jeszcze telewizor jako nagrodę główną?). Choć i to nie do końca. Są dziewczyny z wielokrotnymi tytułami Miss Foto/Uśmiechu. Jedną z nagród jest aparat fotograficzny, ale „sponsorzy” dość swobodnie interpretują tę nagrodę. Niektóre dziewczyny mają tych aparatów po kilka sztuk, ale są to stare analogi typu „idiotenkamera”. Czyli standard cyfrowy, który panuje już od ok. 5 lat jeszcze do niektórych nie dotarł. Chociaż z drugiej strony – można pozbyć się starego i praktycznie zbędnego towaru, który zalega półki zakładowe…
A – i jeszcze sprawa regulaminu. Dyrektor podczas konkursu „chwalił się”, że wszystkie dziewczyny, które zgłoszą się na kasting, biorą udział w „wyborach”. A każdych poważnych wyborach regulamin ogranicza wielokrotność występu do jednego razu. W Łukowie o czymś takim nie słyszano, więc dziewczyny startują po kilka, jak nie kilkanaście razy. I nie jest to zarzut do dziewczyn. Skoro mogą, niech wskakują w bikini, paradują przed tłumem łukowian i zgarniają, co dają. Zawsze to szansa na zdobycie kilku gadżetów i karnetów (solarium, bielizna, suana). Ale Biaduń skutecznie też torpeduje konkurencję. Niekiedy do ?Wspólnoty Łukowskiej” zgłaszają się dziewczęta, które wystartowałyby w tego typu konkursie (fajnie – dziewczyny wychodzą z inicjatywą, co znaczy, że chcą i są gotowe do konkursów). Biaduń jednak stawia ultimatum – albo „u niego”, albo „u nich”, dodaje przy tym, że „u nich” są słabe nagrody. A propo – podczas kastingu niekiedy okazuje się, zę brakuje jednej do pary. I co wtedy? Wtedy dzwoni się do panny i obiecuje. I nie są to cacanki, ale tytuły i nagrody.
Fakt, że niektóre dziewczyny mogą poczuć się po wyborach „rozgoryczone i zniechęcone do wszelkich konkursów piękności”, pomijam (jak to było napisane rok temu). Wynika to tylko i wyłącznie z kwestii organizacyjnych („Gdy się człowiek spieszy, to…”). Skoro takie niepewne sytuacje powtarzają się z roku na rok i wiadomo o niedociągnięciach, a nikt nie wyciąga z tego wniosków, to tylko świadczy o organizatorze. Którego do odpowiedzialności nikt nie pociąga (czasownik „ciągnąć” jest śliczny)… Lokomotywa jedzie dalej – chałowato i byle jak oraz z tym samym zawiadowcą, który pociąga za te same gwizdki. Ale jedzie. Jednostkom nadrzędnym to wystarcza (i nie przeszkadza im nawet to, że OSiR nie generuje zysków). To też świadczy i o nich ;-]. Można podejść do konkursu jako prawdziwy menadżer – profesjonalnie (do tego nie są potrzebne 5-letnie studia zaoczne marketingu i zarządzania…) i na łapu capu. Szkoda, że panuje to drugie podejście. Nieważne jak, ważne, że jest.
Po tych kilku łyżkach dziegciu – kilka łyżek miodu.
[ „Jurek, a za rok rada miasta sponsoruje skuter!” „Oj, nie wiem, czy będę jeszcze przewodniczącym…” „A ja burmistrzem…” ]
2 komentarze do“Misski łukowskie, stalowe i białogłowe, czyli Wybory Miss Ziemi Łukowskiej”
Niech sobie startują panienki. Zawsze to któreś wpadnie laptopik lub rower. Właściwie za nic – coś tam trzeba pokazać, ale nic zdrożnego. Ładnych jest kilka, reszta powinna podejść z dystansem i nie obiecywać sobie wiele po tych wyborach. Sad, butr ture.
Decyzje zapadają przed wyjściem na scenę, Wierzcie mi.